wtorek, 26 lutego 2013

jak wychowuję

Jest taki cykl w którymś z czasopism "Jak wychowuję". Podoba mi się, bo nie ma tam norm, dogmatów, zasad, po prostu różni ludzie mniej lub bardziej znani mówią jak wychowują swoje dzieci. Modeli jest tak wiele jak rodziców, praktycznie. Co nie znaczy, że wszystkie muszą mi się podobać. Są rzeczy, które są zwyczajnie dla dzieci niedobre. Są takie, o które można się spierać. A są takie, które są kwestią indywidualnego podejścia rodziców, jak im dobrze, jak im wygodnie; ja mogę krytykować, ale dopóki mnie ktoś o zdanie nie spyta, nie będę się tą opinią dzielić. Podobnie był w TVN Style taki cykl o mamach z różnych stron świata, mieszkających w Polsce. Oglądałam kilka odcinków  w internecie, gdyż w jednym z nich brała udział moja szwagierka, która jest Kubanką. Różne dziwne rzeczy ludzie z dziećmi robią, a one uparcie wyrastają na dorosłych, powiem wam ;) A czasem takich nieomylnych ludzi u nas na placu zabaw można spotkać, z dostępem do jedynego słusznego modelu przetrwania :) Ja nawet mając swoją opinię na temat czyjegoś wychowywania, nigdy nie uważam swojego za bardziej słuszny. Inny, może lepszy dla mnie, ale nie- obiektywnie.(nie mówimy tu o patologii).

To jak wychowuję, nie wynika z jakiejś przemyślanej wcześniej teorii. Wiele się zmieniło, od kiedy na stole w moim salonie wylądowało po raz pierwszy nosidełko z czterodniowym noworodkiem, a my z mężem spojrzeliśmy na siebie z pytaniem: no dobrze, i co teraz? Wiem czego chcę nauczyć swoje dzieci, jakie mam priorytety. Ale wiem też, że wychowanie to także wspólne tworzenie rodziny; zgodna koegzystencja. Potrzebowaliśmy czasu żeby się dotrzeć jako rodzina, jako rodzice.

Myślę, że moją mentalność paradoksalnie bardziej ukształtował tata niż mama. To ciekawe, bo mieszkałam od urodzenia w Polsce, w Argentynie bywałam wakacyjnie, a mimo to bliżej mi do mentalności kraju, z którym w zasadzie się nie identyfikuję. (Czy mentalność przekazuje się wychowaniem? czy w genach? czy kształtuje ją miejsce zamieszkania?). Podobnie z moim modelem wychowawczym. Wiele z rzeczy, o których piszę poniżej, wynika z modelu który przywiózł ze sobą mój tata.
 Dla mnie dzieci nie są pępkiem świata. Nie są celem mojego istnienia ani jedynym sensem naszego życia. Ich kolejne dołączanie do naszej rodziny nie wywróciło jej do góry nogami. Wchodząc do rodziny, wnoszą do niej coś nowego, cennego ,a jednocześnie muszą się dostosować do panujących reguł, współtworzyć rodzinę mając swoje prawa i obowiązki. Nauczyć się- w tym środowisku pełnym miłości i życzliwości- funkcjonowania w społeczeństwie, aby coraz bardziej do niego wychodzić.
Ale w naszej rodzinie równie ważni jak dzieci jesteśmy my, mój związek z męzem, a także każde z nas z osobna. Dzieci towarzyszą nam praktycznie we wszystkim, rzadko robimy coś sami, ale też nie kształtujemy tego co robimy pod kątem dzieci. Owszem, poświęcamy im czas i towarzyszymy podczas wypraw do dziecięcego teatru, na sanki etc. Ale gdy my mamy ochotę na wyjście czy wyjazd, dzieci towarzyszą nam. Dla mnie ważne jest wychodzenie z domu, chodzenie do kawiarni, restauracji, muzeów, wyjeżdżanie. Dzieci od małego chodza z nami- Julek był  pierwszy raz w kawiarni mając dwa tygodnie. W zeszłą sobotę byliśmy na kolacji z grupą znajomych w restauracji, dzieci zjadły spaghetti a później zasnęły- Nela i Julek na sofie, Ada w wózku. Ponieważ są do tego przyzwyczajeni od małego, nigdy nie widziałam aby się "męczyli", płakali, marudzili. Starsi zamawiają sobie jedzenie, potem całą trójką pałaszują, wyciągają kredki i rysują, jak są zmęczeni padają wśród gwaru rozmów. Przeniesieni do samochodu i łóżek w domu śpią dalej. My też opanowaliśmy umiejętność pogodzenia prowadzenia dyskusji na intelektualne tematy z jednoczesnym opanowywaniem latającego na boki spaghetti czy przewijanie i karmienie w różnych dziwnych miejscach. Chodzą z nami w różne miejsca czasem wynosząc coś z tego dla siebie ( na przykład Nela jest teraz wielką fanką oglądania obrazów w muzeach) a czasem po prostu nam towarzysząc (noworodkowi wystarczy bliskość mamy, w chuście, słysząc bicie serca, moje niemowlaki były szczęśliwe wszędzie). Nie mamy poczucia że dzieci nas ograniczają, że rezygnujemy z czegoś dla nich- więc i z większą radością poświęcamy czas na ich przyjemności. Na pewno są ludzie którzy nie czuliby się źle rezygnując z tego wszystkiego; ja na pewno tak. I nie wysżłoby to naszej rodzinie na dobre. Są osoby, które po urodzeniu dziecka mają potrzebę zaszyć się w domu, sam na sam z dzieckiem. Ja próbowałam przy Neli i mało nie zwariowałam. Ja czułam sie szczęśliwa rozmawiając z przyjaciółmi z dzieckiem przy piersi :)
Z tymi wyjściami wiąże się kultura jedzenia, bardzo dla nas ważna. Od kiedy umieją siedzieć nasze dzieci wszystkie posiłki spędzają siedząc przy stole.. Próbują różnych potraw, od niemowlęcia grzebiąc nam w talerzach. Gdy któreś skończy, musi poczekać przy stole aż inni zjedzą (no, chyba że po-posiłkowa rozmowa nadmiernie się przedłuża), porozmawiać ze wszystkimi. Od małego powinno zachowywać się stosownie do sytuacji i miejsca, ubrać się odpowiednio do okoliczności.
Jest u nas w domu dużo czytania i rozmawiania, mało TV (czasem wybrane ciekawe programy, filmy czy bajki oglądamy na DVD lub w internecie), nie gramy na komputerze. Dużo czasu spędzamy na dworze, aktywnie. Staramy się jeść zdrowo i sezonowo, choć nie robimy z tego religii.

Co jest dla mnie ważne? Żeby były otwarte, tolerancyjne w rozumieniu- szanowania inności, i nie wtrącania się dopóki nie dzieje się krzywda. Są wychowywane jako luteranie, ale z wiedzą i poszanowaniem innych religii oraz postaw takich jak ateizm czy agnostycyzm. Stykają się z także z naszymi najlepszymi przyjaciółmi, którzy są parą homoseksualną i mam nadzieję że dzięki temu wyrosną w przekonaniu o równości orientacji seksualnych.
Żeby znały wartość pracy.
Żeby miały umysły krytyczne, nastawione na argumentowanie, poddawanie weryfikacji tego z czym się zetkną.
Żeby rosły otoczone sztuką i dobrą literaturą.
Żeby znały wartość relacji międzyludzkich, wartość rozmowy, bycia razem. Poznały sztukę kompromisu, dyplomacji, przyjemność dawania. Przyjemność kochania, wychodzenia naprzeciw drugiego człowieka.
Żeby lubiły sport, aktywne spędzanie czasu, dobre jedzenie.
Żeby nie były konsumpcyjnie nastawione do życia. Żeby doceniały raczej być niż mieć.
Na ile się to uda- nie wiem. Ale wiem ile ja wyniosłam ze swojego domu i wierzę, że w ich przypadku będzie podobnie.




21 komentarzy:

  1. ze swojego domu rodzinnego i sposobu w jaki byłam wychowywana niewiele mogę i chcę powielać(chociaż na szczęście dzięki mamie COŚ mogę), dlatego bardzo lubię czytać wpisy o wychowywaniu- Twoje czy np. Czipsa. zawsze coś z nich dobrego wyciągam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciesze się :) bo trudno jest od kogoś dostać rady, ale ciekawie się inspirować :) ja też się inspiruję nie tyko moją rodziną, ale różnymi znanymi mi rodzicami.

      Usuń
  2. powiem tak jak Ty; ile rodziców tyle sposobów, każdy rodzic i tak zostaje sam na sam ze swoim dzieckiem i chociaż poradniki/rodzice/dziadkowie/znajomi moga wiele wnieść czy pomóc to nie wychowają za nas :) tez uważałam, ze trzeba być elastycznym rodzicem by pokazać dziecku jak najwięcej z tego świata, by zaszczepić ważna wartości i uwrażliwić na ludzi. podobnie do Was tworzymy "cygańską" rodzinę i ciągamy za sobą dzieci albo czasami jesteśmy już za nimi ciągnięci ;D

    jednak mi dzieci przeszkadzały w pewnym stopniu ograniczając moją mobilność kiedy byli niemowlakami... uwielbiam się włóczyć z sensem i bez sensu po ścieżkach i bezdrożach, kiedy było ich tylko 2 dało się to ogarnąć i realizować, ale kiedy przybył ten trzeci okazało się, że wiele spraw trzeba było odłożyć bądż zrezygnować w ogóle :( nie było trzeciego rodzica wielbłąda, trzeba było ograniczać dystans i dostosowywac się do możliwości sześciolatka... pory karmienia, jedzenie ogólnie nigdy nie zaważały na planach, włóczenie ich zaowocowało tym co u Was jedli i spali wszędzie bez problemów :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja na moje szczęście lubię się włóczyć najbardziej po mieście, więc da się to ogarnąć z trójką, bo infrastruktury nie trzeba targać ze sobą :) wędrówka po górach w zeszłym roku była oczywiście trochę inna z całą trójką niż przed dziećmi (trzeba było stawać bo Ada w nosidle potrzebowała nogi rozprostować) ale nasze starszaki są zadziwiająco wytrwałe w chodzeniu.

      Usuń
  3. Natalijko, dzieki za ten wpis:) My podobnie do Was, tez na ogol wszlekie rozrywki i sprawy do zalatwienia, zaliczamy z dziecmi. niedanwo znalazlam zdjecie, na ktorym trzymam rocznego Bizonka na jednej rece, a druga dlon podaje profesorowi, ktory gratuluje mi obrony doktoratu:) bardzo lubie to zdjecie - jakos mnie podbudowuje, ze potrafilam polaczyc nauke z macierzynstwem, ze jednak az taka kwoka nie jestem;)
    Ja jednak czasami mam to uczucie niedosytu, czy ze dzieci mnie troche ograniczaja - bo owszem, zaliczam z nimi wystawy, wiec teoretycznie sie ukulturalniam. ale tempo i styl zwiedzania moich dzieci rozni sie znacznie od moich potrzeb. wiec np. po wyjsciu z wystawy, mam ochote wrocic tam sama, zeby podejsc emocjonalnie, zeby przezyc to co widze, miec czas pomyslec, zapamietac jakis szczegol, a przy moich dwoch torpedach to jest niemozliwe. wiec niby staram sie, zeby dzieci znaly swoje miesjce, nie czuly sie pekami swiata, ale jednak jakies ograniczenie odczuwam. tylko, ze mi ono nie przeszkadza. bo jestem swiadoma, ze to chwila, ktora trzeba sie nacieszyc. dlatego np. nie chcemy z lubym jezdzic na wakacje sami. lubimy byc w czworke. i co z tego, ze nie da sie pospac do poludnia a noca poszalec do 3 nad ranem. jestesmy rodzina i tak jak dzieci maja sie dopasowac do naszych planow, tak my sie dostosowujemy do ich potrzeb. a na wakacje we dwoje pojedziemy za jakies 10-15 lat - wtedy chlopcy pewnie beda woleli inne towarzystwo;) wtedy pewnie bedziemy wspominac z luby jak to fajnie bylo na wakacjach we czworke:)
    u nas jedno co bardzo szwankuje i ciagle szukam drogi, co z tym zrobic: kultura przy stole. Bizon bez zastrzezen (choc podobnie do lubego, jest dosc wybredny, ale z tym sie juz pogodzilam, maja swoje stale zestawy, ktore zawsze ich zadowola), ale Szkrab jest dziki:/ i nic na niego nie dziala... to wlasnie powstrzymuje nas przed chodzeniem z nim do restauracji. choc... w sumie, jak jemy na wyjezdnym, to w sumie skubaniec wie, jak sie zachowac;)
    _____________
    Elizo, dzieki Ci za ten komentarz, bo ja ciagle matka watpiaco-bladzaca...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie z kolei ograniczenie nie przeszkadza bo sobie wyrobiłam taki model wypośrodkowywania pomiędzy moimi a ich potrzebami :)umiejętność skupiania się jednocześnie na kilku rzeczach. jest mi o tyle łatwo, że nie jestem osobą wymagającą spokoju czy ciszy by się skupić. na wakacje też nie jeździmy sami, chyba byśmy się zapłakali na widok "dzieciowych" atrakcji, że nasi nie mogą tego zobaczyć :))))
      No Ada też jest dość dzika przy jedzeniu :)

      Usuń
  4. widzę wiele podobieństw w stosunku do naszego sposobu wychowywania:)

    ja staram się wpoic moim dzieciom ogólne zasady dobrego wychowania (mam trochę bzika na tym punkcie)np. mówienie ,,dzień dobry" sąsiadom; wyciąganie rąk z kieszeni kiedy z kimś rozmawiają; sprzątanie po sobie; jedzenie przy stole itp. Mam wrażenie,że coraz mniejsza ilośc rodziców zwraca na to uwagę; generalnie brakuje mi kindersztuby u dzieci i nastolatków.

    Staramy się też niewyręczac dzieci; chcemy żeby były samodzielne - oczywiście mogą liczyc zawsze na naszą pomoc.

    Staramy się też spędzac różnorodnie czas; w czasie wakacji chodziliśmy po małych górkach; lubimy spacery - często dostosowujemy trasy wycieczkowe do potrzeb maluchów, tak aby były atrakcje dla nich i dla nas. Tu przyznam, że dzieci trochę ograniczają - próbowaliśmy w czasie wakacji coś pozwiedzac, ale nasze maluchy w temperaturze +30 stopni padają jak muchy; jedynie basen/morze jest akceptowalne.

    Zwracam jeszcze uwagę na kontakt maluchów z dziadkami - uważam,że taka relacja jest dla obu stron bardzo ważna. Nasze dzieci są (na razie:)) dośc empatyczne i wrażliwe na potrzeby innych; chciałabym żeby im to zostało, ale jednocześnie chiałabym aby nauczyli się stawiac granice, mówic ,,nie" kiedy trzeba.

    Dużo rozmawiamy, tłumaczymy; dzieciaki mają też prawo współdecydowania w sprawach wspólnego spędzania czasu; wyborze weekendowego menu itp.

    Z drugiej strony mogłabym opublikowac listę swoich zaniedbań, wiem,że powinnam byc bardziej konsekwentna w egzekwowaniu swoich próśb:) Zdarza mi się też krzyknąc, podniesc głos - a potem mam wierne odbicie w Natalce krzyczącej na Miśka.


    Piszę głównie o sobie, bo jednak spędzam z dziecmi więcej czasu niż S.
    Jedno co nam razem dobrze wychodzi, to trzymanie wspólnego frontu wobec maluchów - nie kwestionujemy własnych decyzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no zaniedbania to każdy jakies ma :)
      co do zwiedzania- kościoły i muzea u nas się sprawdzają. chłodno i akurat naszych to ciekawi. ale ogólnie przy 30 st też wolimy plażę i morze :)

      Usuń
  5. Bardzo podoba mi się Twoje podejście, to że nie traktujesz dzieci jak centrum wszechświata i że to nie one dyktują zasady. Staram się postępować podobnie, ale przyznaję że nie zawsze mi to wychodzi. Piotrek ma taki temperament, że nie ma mowy by w restauracji usiedział po jedzeniu dłuższą chwilę zajęty książeczkami czy rysowaniem. To dla niego męczarnia i nuda, poza tym jest jeszcze mały, więc nie ma mowy o jakiś dłuższych pogaduchach ze znajomymi w miejscach innych niż plac zabaw, park czy kulkownia. No i on jakoś nie potrafi nauczyć się jeść schludnie zupy, stale mu się wszystko rozlewa.Chadzamy w różne miejsca, ale nie potrafię z ręką na sercu powiedzieć, że dziecko mnie nie ogranicza bo ogranicza i to bardzo, zwłaszcza jego drzemka w ciągu dnia. Może spać w wózku na powietrzu podczas spaceru, ale już nie pójdę z nim w tym czasie do restauracji na przykład. Staram się również uszanować wieczorny sen, poza sytuacjami niezbędnymi typu wyjazd kiedy nadchodzi jego pora spania jedno z nas jest z nim w domu, bo ja osobiście nie gustuję w takim spaniu w miejscu publicznym.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nasze dzieci też rozlewają zwłaszcza młodsze :) Julek i Ada też raczej nie usiedzą po jedzeniu, więc łażą , wchodza pod stół itd podczas gdy my rozmawiamy :)wybieramy zwykle restauracje przyjazne dzieciom a nie takie ą-ę, i raczej nie ma z tym problemu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawie przy okazji poznać tyle różnych opinii, opisów waszego sposobu wychowywania! Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo szeroki ten wpis.... Rozlozylabym go na czynnikii pierwsze, co zreszta robię na swoim blogu....wydaje mi sie, ze nie mogę jednoznacznie stwierdzić czy Antek był czy jest jeszcze centrum mojego swiata? I tak. Nie, zależy od okresu, od sytuacji.... Ostatnio mieliśmy kilka poważnych dyskusji z mężem bo zaniedbujemy nieco nas by dać jemu. Mnie to boli mojemu mężowi to nie przeszkadza, tworzą z Antkiem zgrany tandem, uwielbiają sporty... Ja mniej. Chce by zachować równowagę pomiędzy tym co z Antkiem a tym co z nami, samymi bez Antka. Kilka kwesti juz rozwiazalismy, nawet zapisalismy je na papierze. Czym sie głownie kieruje w jego wychowaniu? 1. Jestem zawsze i wszędzie jego fanka numer 1, niezależnie od okoliczności będę go wspierać! 2. Wychowanie zgodnie z wartościami głownie chrześcijańskimij w tym wybór szkoły odpowiedniej itd.... 3 wszystkiego w życiu można spróbować, jak najmniej zakazów jak najwiecej komunikacji, odkrywania, dzielenia sie....
    Wychodzi na to, ze jest niezwykle ważny.... Jego potrzeby najczęściej przed naszymi, odtworzenie mu całego pola możliwości....przed kupnem nowego tv czy domu.... Najpierw on.... Hm?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szeroki,ogólny, na pewno bardziej szczegółowe wątki pojawiają się regularnie w moich wpisach, w końcu jest to ważna część mojego życia. Też się staram pokazać dzieciom jak najwięcej, ale nie tracąc przy okazji swoich celów z oczu- ta równowaga o której wspominasz.

      Usuń
  9. Jestes dla mnie mama-idolka :) Moj mozg dzis slabo dziala, wiec nie mam sily rozpisywac sie o tym jak ja wychowuje - mam tylko nadzieje, ze Cami wyjdzie z tego wychowywania na ludzi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiiki, idolka to przesada!jako że piszę o ideach, priorytetach nie wspominam o moich macierzyńskich defektach i o tym co mi nie wychodzi! ;) to ciekawy temat na inny wpis!

      Usuń
  10. Mi tez podobaa tez twój styl wychowania;) czytam Kikki od lat i jej styl tez bardzo do mnie przemawia:) ja jestem na początku tej drogi:) dlatego czytam i chłone jak gabka. Wiem że to nie bedzie łatwe zadanie szczególnie w dzisiejszych czasach. Cieszę sie bardzo zeieszkam w kraju który jest bardzo multi kulti i wiem ze Felix siła rzeczy wyrośnie wsród rożnych kultur, ja nauczę go szacunku i tolerancji do innego niż "nasze", chciałabym zeby miał w sobie wrodzona dobroć dla zwierząt i słabszych. Zeby był pogodny ze świetnym poczuciem humoru:) zeby miał jasny, otwarty i krytyczny umysł ;) to tak na szybko co mi wpadło do głowy :)
    Moglabys mi podać link do tych programów na TVN? Chętnie bym obejrzala:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oglądałam to na vod.pl ale nie ma tego teraz tam, nie wiem czemu. Jakby co, program nazywał się "Mama dookoła świata"

      Usuń
  11. nie mam dzieci, ale jestem pod wielkim wrażeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  12. świetne! zgadzam się ze wszystkim, wspólnego jedzenia zazdroszczę, bardzo bym chciała też nauczyć Antka rytuału wspólnego posiłku:) A przed Tobą niezmiennie chylę czoła:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale bez przesady z tym chyleniem czoła, naprawdę :) priorytety priorytetami, są rzeczy które wydaje mi się że mi sie udają, ale mam też- żeby nie było- stanowczo słabsze momenty! ;)

      Usuń