sobota, 9 marca 2013

budujące wspomnienia

jeszcze zupełnie niedawno wspomnienia mnie frustrowały.

może wstyd się przyznać, ale tak było. myślałam sobie: o jak było fajnie, szkoda że BYŁO. o jak nam było dobrze, szkoda że BYŁO. wtedy to BYŁY czasy. teraz jest inaczej, no może BYWA fajnie, dawniej też wiecznie różowo nie było, ale dlaczego tamto BYŁO i NIE WRÓCI?

a ostatnio- i może znow wstyd się przyznać bo mało odkrywcze to odkrycie- odkryłam że wspomnienia mogą być budujące a nie frustrujące.bowiem  największe och! wzbudzały we mnie takie wspomnienia., które są wspomnieniami chwil szczęścia tak krótkich jak błysk flesza; wspomnienia-obrazy, ale obrazy wyjątkowe, bo ze światłem i dźwiękiem i smakiem i zapachem. nie że kiedyś było dobrze a dzisiaj żle. raczej- że kiedyś zdarzył się moment taki a taki a teraz już się nie zdarza.

i w swojej mało odkrywczej odkrywczości odkryłam, że własnie ta niepowtarzalność stanowi o ich uroku. co więcej- można stworzyć taką powtarzalność, która uroku im nie odbierze. myśląc bez frustracji, bez autozazdrości o tych miłych chwilach, momentach o różnym znaczeniu i wadze, przeżywam je znów i znów, smakując je na nowo. co więcej, otwierając się na nie powoduję, że wracają w najmniej spodziewanych momentach, wywołując niezrozumiały dla otoczenia uśmiech i ciepło w sercu.

dzisiaj wróciła taka niewinna scena. jesteśmy z moim mężem, jeszcze bezdzietni, w kafejce na Nowym Świecie w Warszawie. zdążyliśmy w ostatniej chwili- za oknem leje deszcz, niesamowita letnia pompa, strugi deszczu. ja mam na sobie cienką indyjską czarną sukienkę i przemoczone espadryle. zamawiamy pełne lodu smoothies truskawkowe, i zabieramy się za grę w Master Minda. gramy tak i gramy, czas upływa tak, jak już nigdy nie upływał od narodzin naszej pierwszej córki. minie parę godzin nim leniwie pójdziemy objęci na obiad.

albo taka chwila- wiatr targa wysokimi topolami, po ulicy lata unoszący się kurz, spadające gałązki. wiatr wróży pierwszą wiosenną burzę, huczy i przesuwa po ciemnym niebie niewidoczne, ciemne chmurska. wysiadamy z samochodu na ulicy Karowej, podekscytowani ściskamy się za ręce. Tej nocy urodzi się nasze pierwsze dziecko.

albo parę dni  przed ślubem, idziemy nagrzaną słońcem Marszałkowską, ja jestem tak nakręcona, podekscytowana, rozradowana, że aż wymachuję ręką która trzymam za rękę mojego przyszłego męża. Na każdych światłach całujemy się, gadamy o czymś lekkim i czuję się jak balon pełen helu. kilka dni później, w kościele przy Kredytowej, ksiądz podczas naszego ślubu mówi, że widział nas wówczas, na tej ulicy, i widział wielkie szczęście i wielką miłość.[wspomnienie do przywoływania po kłótniach małżeńskich ;)]

dużo takich wspomnień czeka pewnie w kolejce  w tej części mojego mózgu, do której chwilowo nie mam dostępu. czekam na nie!

[ślubny złośliwie mówi, że upodobanie do wspomnień to oznaka starzenia. hmmm?]


9 komentarzy:

  1. mnie wspomnienia raczej nie frustruowaly czy nie frustruja, ale po zastanowieniu sie, moge podzielic je na dwie kategorie: te, ktorych sie wstydze (klotnie, nieprzemyslane slowa, niezamierzone czyny, ktore sie ''staly'') i te, ktore wspominam tak jak Ty: z pewna nostalgia, radoscia, entuzjazmem. Tych pierwszych wspomnien unikam, swiadomie stopuje sie, gdy zaczynam drazyc, bo wnioski juz wyciagnelam, a nie chce sie dolowac, skoro to juz nic nie pomoze. Te drugie wspomnienia lubie i dotycza one glownie relacji z lubym i macierzynstwa. nie bardzo lubie wspominac dziecinstwo, niby nie bylo zle, wrecz przeciwnie, ale mysle, ze moj glod wolnosci, niezaleznosci byl tak duzy, ze dopiero wspomnienia ze okresu studiow zaczynam lubic.
    lubie z dziecmi ogladac zdjecia - to nasza wspolna forma wspominania. dzieci bardzo chetnie to robia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. podoba mi się ten pomysł, aby o pięknych chwilach mówić nie z żalem, lecz radością (też mam tendencję do roztkliwiania się i smucenia: że coś już było)....

    miło gościć na Twoim blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pieknie to opisalas :-) Mam w sercu kilka takich momentow, ktore pamietam z wszystkimi szczegolami, dzwiekami i zapachami. Chyba juz zawsze bede pochlipywac przy Dezyderacie Piwnicy Pod Baranami a pewien utwor Kombi na zawsze kojarzyc bedzie mi sie ze smiercia meza mojej przyjaciolki, bo lecial w radiu w aucie w tym dniu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspomnienia sa tym czym żyje, właściwie esencja tego kim jestem.... Myśle, ze nie da sie budować terazniejszosci i przyszłości bez przeszłości. Wspomnienia sa więc tez czymś co mnie stanowią. I tak było od zawsze.... Juz w 1992 roku jak wyjechałem do Paryża a miałam 18 lat były we mnie na codzień.... Więc t en związek ze starością? Jakoś do mnie nie przemawia....

    OdpowiedzUsuń
  5. dla mnie wspomnienia to smaki, zapachy, kolory - jak magdalenki Prousta przenoszą mnie niespodziewanie w przeszłość. nie dzielę wspomnień na kategorie, każde z nich stanowi dla mnie wartość sama w sobie :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moje wspomnienia są póki co jeszcze słodko-gorzkie. Czasem poleci piosenka lub poczuję zapach, i mam taki "rozbłysk", jakby z powrotem był tamto kiedyś. I to jest słodkie, bo było pięknie, a gorzkie, bo minęło...

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie różnie bywa - doskonale znam takie "przebłyski", które w danej chwili potrafią mnie ponieść lub zupełnie zdołować. Zawsze dużo wspominałam...chyba zawsze byłam stara :D

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja z zupełnie innej beczki - oglądam dziś "Kuchenne rewolucje" i tam jest śledź po kaszubsku, jakiego znam i jemy od dekad :)

    http://kuchennerewolucje.tvn.pl/odcinki-online,7/odcinek-3-sezon-7,18450,o.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Czasem mam ochote przezyc cos jeszcze raz...

    OdpowiedzUsuń