wtorek, 26 listopada 2013

strajk

Złapałam jakiegoś wrednego wirusa. Najpierw miałam pół niedzieli wyjęte z życiorysu- ponieważ od soboty udawałam że się świetnie czuję, w niedzielę organizm postanowił zorganizować strajk, żebym zwolniła- ścięło mnie po prostu. Potem ból gardła, wreszcie megakatar i zatoki. W tej chwili zatoki już prawie wyleczone, na szczęście bez antybola, za to jestem na wziewkach bo wirus rzucił mi się na drogi oddechowe i mało mnie nie udusił :/ wczoraj nie byłam w pracy a dziś tylko rano poszłam na to co musiałam. od jutra musze się kopnąc w ... i wrócić na dobre do pracy bo kasa przepada.

W pracy (w szkole) też niezły mam w tym tygodniu sajgon, bo druga iberystka chora i na zwolnieniu (farciara ma już umowę o pracę). Więc ja mam zastępstwo. A mamy zajęcia w tym samym czasie (dwie klasy dzielone na grupy językowe). Wchodzę Ci ja więc dzisiaj na zajęcia z I :LO i zamiast dziesięciu osób mam dwadzieścia, w tym połowę na innym poziomie zaawansowania : / Ekstra. I tak do końca tygodnia. Nic sobie zaplanować nie można, żadnego rozkładu materiału zrobić, bo nigdy nie wiem czy lekcja się odbędzie, czy się nie odbędzie, czy takich hocków nie wymyślą jak dziś które dezorganizują całą pracę i są czystą formalnością- od strony merytorycznej takie zajęcia są przecież kompletnie bez sensu.
W ogóle ta praca mi nie odpowiada i codziennie mam mocne postanowienie że ją rzucę, które jednak staje się o wiele mniej mocne w dniu gdy dochodzi przelew :) w ogóle przeraża mnie to- rodzina jest w stanie wchłonąć dowolne pieniądze; w zeszłym roku mieliśmy mniej, zaciskaliśmy pasa, było ok. teraz mamy dodatkową kasę, też jest jakoś ok i nadmiaru wielkiego nie ma. Jak to się dzieje?logiki brak.

Nela moja zdolniacha zbiera piątki i szóstki w szkole! te szóstki to z matematyki- uwielbia matematykę, moja krew :) Oczywiście to co w szkole to dla niej bułka z masłem, ponieważ sama mnie prosi w domu - Mamo, zróbmy coś z matematyki! to w wolnym czasie bawimy się różnymi zadaniami i aktualnie jesteśmy przy równaniach z jedną niewiadomą, Nela robi zadania z treścią, dodaje i odejmuje w słupkach w dowolnym zakresie. Poza tym pochłania książkę za książką.
Julek ze szkoły zadowolony, ale my niezadowoleni- z jego pani. Ja sama jako nauczyciel jestem daleka od "czepiania" się nauczyciela, ale tutaj ewidentnie pani sobie nie radzi. Julek jest jakoś człowiekiem środka i dobrze żyje ze wszystkimi; ale jego najlepszy przyjaciel Dawid ma paru naturalnych wrogów, i ostatnio usłyszałam  (co się potwierdziło), że Kuba zaczął tak bić Dawida, że pani nie mogła sobie poradzić (sic!) i poszła po dyrektora. Przypominam, że nie mówimy o tłukących się bejsbolami gimnazjalistach, tylko o pięciolatkach w zerówce. W klasie zawsze jest niesamowity hałas, dzieci robią co chcą, a to odbija sie na zachowaniu Julka w domu- stał się hałaśliwy,rozhukany, widać ewidentnie że przez parę godzin nie stawia mu się żadnych granic i on potrzebuje dłuższego czasu po powrocie aby wbić się z powrotem w jakies zasady. W przedszkolu, gdzie panie pilnowały spraw wychowawczych i współpracowały z rodzicami, tego nie było. Nie jest to też problem pojścia do szkoły samego w sobie- u Neli w klasie jest paru rozbójników, a ich nauczycielka (złoto nie człowiek) już w zerówce opanowywała ich wybryki, tu jest odwrotnie. zbieram się do jakichś rozmów i działań, nie jestem tez odosobniona w tej opinii.

O szkole jako takiej wkrótce będzie wpis osobny.

A Ada- rośnie, aktualnie przeżywa bunt dwulatka na maksa oraz obsesję na punkcie Świnki Peppy



Dziś mieliśmy miłego gościa, połowa pary naszych serdecznych przyjaciół z Krakowa był przejazdem w Lublinie i wpadł do nas na obiad. Fajna przerwa w codzienności! A styczniowy Kraków już wstępnie zaplanowany, cieszę się na to! A dzieci cieszą się, że już w niedzielę zaczyna się Adwent- to dla nich oznacza kalendarz adwentowy (już powoli kończę tegoroczny) i wspólne robienie ozdób na choinkę.

środa, 6 listopada 2013

hello november! i zen po trydziestce.

No i znów nie wiadomo kiedy miesiąc zleciał od ostatniego posta...Lubię pisać, ale chyba potrzebuję jakiejś dyscypliny. Bo inaczej będą się jakieś comiesięczne raporty tu pojawiać zamiast bloga! Różne są tematy, które chciałabym poruszyć a wciąż kończy się na tym, że próbuję w jednym poście nadgonić "co u nas", przemyślenia zostawiam na kolejny, a kolejny nie powstaje- i czas mija nie wiem kiedy.

Za dwa dni kończę 31 lat i powiem wam co się najbardziej we mnie zmieniło w ostatnim czasie. Zaczęłam umieć żyć tu i teraz. Dostrzegać to co tak naprawdę składa się na życie- jakieś przebłyski, jakieś momenty, zwyczajność, codzienność. Nie spędzam tygodnia czekając na weekend, a jesieni czekając na wiosnę.Nie odkładam najlepszej sukienki na niedzielę. Robię sobie nieoczekiwaną środową przyjemność, niespodziewane ulubione bajgle na czwartkowe śniadanie, szperam na ciuchach i kombinuję różne fajne zestawy dla siebie i dzieci. Zaczytuję się czasem i na drugi dzień ratuję się w pracy kawą. Gotuję pyszne rzeczy, słucham muzyki, gram. Świętuję.W niedzielny listopadowy (!) poranek dekujemy się na placu zabaw, jest cudnie. pełny reset, zen.













W weekendowe wieczory porywam męża- ostatnio gramy w kręgle i bawimy się pysznie. A poza tym?
Kłócimy się, dzieci strzelają fochy (nie robimy temu lajfstajlowych foci).
Czasem krzyczymy. Czasem mam dość.
Jestem zmęczona, mam masę pracy, no i ogarnięcie trójki dzieci w tym jednego w pierwszej klasie, jednego w zerówce i jednego w domu to nie takie proste jest no nie :)

I jak zapowiedziałam na wstępie, powracam do bloga na dobre. Także traktujcie tego posta jako zajawkę- wątki zostaną rozwinięte, a w kolejce czeka jeszcze sporo październikowych zdjęć.
Póki co, hello november! I'm here and I'm not afraid of you, zyg zyg!