poniedziałek, 26 sierpnia 2013

schyłek, kryzys, początek

emocjonalna końcówka lata- z pozytywów nowa praca w szkole.
z negatywów jakieś spięcia małżeńskie, mam nadzieję już za nami
ale jestem zmęczona przepływem negatywnych emocji. całe szczęście że my się bardzo kochamy. i nasze problemy dotyczą zwykle kłopotu z komunikacją. i zawsze mamy wielką wolę naprawy, przejścia przez to razem.
niedługo nasza 10 rocznica ślubu. który nie jest dla mnie tylko papierkiem. to co sobie obiecywaliśmy, jakoś zawsze mnie dodatkowo motywuje do pokonania trudności. w końcu słyszało nas 100 osób, nie wspominając o Najwyższym. to zobowiązuje.
lato przechodzi w jesień, dziś na wsi już jesienne powietrze, żółkną liście. było wspaniale, ale mineło za szybko.i znów muszę przestawić się na jesienne smakowanie życia.
udało mi się uporządkować wszystko co zaplanowałam na sierpień- szafę, pokoje dzieci, kredens w kuchni. Zorganizowałam sobie lepiej wiele spraw i zaczęłam oszczędzać dwuzłotówkową metodą Basi z TASTE OF LIFE (codziennie 2 złote :)). Założyłam sobie fajny zeszyt na inspirujące pomysły z wszelkich dziedzin i jestem gotowa na pozbieranie się do kupy po wakacjach. Choć wszystko we mnie krzyczy- lato nie odchodź!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Ach co to był za weekend!

A zaczął się w środę wieczorem! Pojechaliśmy do Warszawy! A w Warszawie był piękny czwartek:
Niecierpliwie czekaliśmy na tramwaj:


 Aż w końcu tym ekscytującym środkiem lokomocji dotarliśmy do..labiryntu!

Hmmm...którędy teraz?


Uff! Nela mnie znalazła!

Ze starszą siostrą jednak bezpieczniej będzie.


Następnie była kąpiel w fontannie:


Oraz oczywiście megalody!


A nawet plac zabaw:





Ale najlepsze było dopiero potem ;) Po solidnym obiedzie u babci dzieci udały się z dziadkami na spacer a my- w miasto! Rowerami! Kolacja i klub na naszym ulubionym Powiślu. Wszystko okraszone solidną przejażdżką na wypożyczanych rowerach- tu wielki plus dla Warszawy, wszystko świetnie działa. Z domu tesciów do centrum jest 10 km, więc spaliliśmy  kolację :)
Potem krótkie spanie, rano wyprawiliśmy dziadków i dzieci na działkę i- nie będziemy oryginalni- w miasto! Na rowerach :) Ach, jakbyśmy byli piękni, młodzi i bedzietni! Ach, jakby dawne czasy wróciły ;) Cały dzień miastosnujstwa- śniadanie na mieście po 11 , spacery, strzelanie głupich fot, przytulaski na ławkach, obiad, kupowanie bagietek i i innych przysmaków plus 30 km na rowerach :) 
Wieczorem spakowaliśmy dzieci w samochód i pojechaliśmy na naszą wies nad jezioro na weekend właściwy- grill, kąpiele w jeziorze, słoneczne lenistwo w upale  
Oraz nieco szokujący odwyk po bezdzietnym dniu.
Tylko mój biedny małżonek musiał w niedzielę- jak co niedzielę- wrócić spowrotem na pół dnia do Warszawy żeby odrobić swoją kościelną pańszczyznę ;)



Potrzebuję częściej takich dni odwyku. To był pierwszy od bardzo, bardzo dawna. Ada już świetnie sobie radzi z pobytem u babci na cały dzień , więc będziemy  korzystać częściej, zwłaszcza że warszawscy dziadkowie stęsknieni.
odżyłam, i choć odwyk pózniej był ciężki- jakoś mi teraz chwilowo łatwiej i cierpliwiej.

wtorek, 13 sierpnia 2013

na podwórku i dwa lata Ady

Mieszkamy na osiedlu z lat 80, w wieżowcu z wielkiej płyty. Kupiliśmy to mieszkanie trzy lata temu- wybieraliśmy spośród dużych mieszkań na które było nas stać bez zadłużania się, dom nie wchodził w grę- i z wielu powodów jesteśmy bardzo zadowoleni. Osiedle jest prześliczne- drzewa miały tu czas urosnąć przez te kilkadziesiąt lat, więc zieleń zagląda do każdego okna naszego mieszkania na parterze. Wieżowce może nie są najpiękniejsze- choć i te nowe bywają różne, te są ocieplone i otynkowane na neutralny beżowy kolor- za to niewątpliwą zaletą jest to, że stoją w sporej odległości od siebie i na linii zygzakowatej- tak, że z okien i balkonu widzimy głownie zieleń, trawę i drzewa, a nie okna sąsiadów. Budynków jest 4, a po drugiej stronie ulicy jest niższa zabudowa. W pobliżu są piękne tereny zielone, rekreacyjne, do centrum jest stosunkowo niedaleko, mamy 15 minut rowerem do rzeki, stadniny koni. Osiedle jest tez w pełni zagospodarowane jeśli chodzi o przedszkola, szkoły, sklepy itp- mamy nawet basen i spa :) Na całym osiedlu jest mnóstwo alejek obrośniętych drzewami i krzewami oraz- co najważniejsze- masa placów zabaw :)
W naszym najbliższym otoczeniu jest ich conajmniej 10, i kolejne 10 w zasięgu spaceru- większe, mniejsze, różne, tak że każdy spacer zaczyna się od decydowania- na który plac dzisiaj idziemy? Na placu oddalonym o 5 minutowy spacer mamy spore grono znajomych, z którymi dzieci bawią się codziennie. A gdy nie chcemy oddalać sie od domu, np późnym popołudniem, mamy nasze uliczne "podwórko". W cudzysłowie, bo nie jest to podwórko jak w kamienicy. Jest to teren wokół 4 wieżowców na naszej ulicy, ograniczony ulicami, na którym trawniki przeplatają się ze ścieżkami, a pod kazdym blokiem jest nieduży plac zabaw- koło nas huśtawka dla maluchów i piaskownica, dalej duże huśtawki, ważki i mostek, dalej równoważnie i drabinki, wreszcie- duży drewniany małpi gaj ze zjeżdżalnią. I mnóstwo alejek - w kółko, w prawo, lewo- do jeżdżenia na rowerze. Nigdzie nie da się wyjechać bezpośrednio na ulicę, oddzielają nas od nich żywopłoty i pas trawy. Tu nasze dzieci mają swoich sąsiedzkich kumpli z którymi ścigają się na rowerach, biegają do upadłego, zwisają z drabinek i gałęzi, szukają skarbów, grają w klasy na chodniku. Ada jest najmłodsza i biega za nimi umorusana. Nela i Julek zaś mają już na swoim koncie samodzielne przebywanie "na podwórku"- z obowiązkiem meldowania się przez balkon :) fajnie tu mają i cieszę się, że zdobywają takie podwórkowe doświadczenia :)

Miał być tez wpis urodzinowy Ady, który skupi się chyba głównie na buncie dwulatka :) Oj bo ruszył pełną parą- czasami totalnie wyprowadza mnie z równowagi. Jojczy, marudzi, nie chce się niczym zająć a jak za coś złapie- to za to co nie wolno i płacz, histerie jak się zabierze, nie pozwoli, nie da. Próbuje ile może nasza dwulatka i testuje granice. A że charakter ma silny, zdecydowany, uparty i zdeterminowany- łatwo nie jest. Jest mocna, wytrwała, stanowcza i wie czego chce.




 Tutaj parę ujęć z urodzinowej imprezy w plenerze:





Ponadto gada jak najęta, całymi zdaniami, w różnych czasach i formach. Uwielbia jeść, biegać, wspinać się i bawić na placu (radzi sobie znakomicie), zasuwać na laufradzie. Ma wiecznie zdarte kolana, guzy i siniaki. Lubi też bawić się lalkami, czego Nela nie lubiła. Lubi jak jej czytać książki, ale najbardziej- jak jej śpiewać I co najlepsze- sama próbuje śpiewać z całkiem niezłym efektem :) Jest kochana, całuśna i przytulaśna :) Ta nasza córeczka-niespodzianka Ada Magdalena :)