czwartek, 23 maja 2013

zawodowa historyjka umoralniająca

"ja nigdy nie jestem zadowolona". oznajmia moja uczennica O.. "nigdy. zadowolona, ani taka, no, wesoła."

Jak wiecie, zajmuję się domowym nauczaniem gry na pianinie oraz języka hiszpańskiego. Piszę domowe nauczanie a nie korepetycje, gdyż nie pomagam w nauce ani nie podciągam do sprawdzianów szkolnych, po prostu prywatnie uczę, jako zajęcia dodatkowe. zdziwilibyście sie jaki jest popyt na takie zajęcia w takim niezbyt w sumie dużym i niezbyt w sumie bogatym mieście. Oczywiście, uczniowie są różni, rodzice również, ale najczęściej moi klientami są zamożni karierowicze, którzy chcą aby ich dzieci rozwijały się optymalnie. A poprzez optymalny rozwój rozumieją bezustanną stymulację, ciągłe dostarczanie bodźców, a przede wszystkim chorobliwe zaangażowanie w zagospodarowanie każdej sekundy życia dziecka w pożyteczny, rozwijający i edukacyjny sposób. dzieci mają więc prywatną szkołę od 8 do 14 codziennie. następnie dwa albo trzy zajęcia dodatkowe. codziennie. umówić się z nimi na lekcję prawie nie sposób bo dzwonią i oznajmiają, że ich dziecko ma czas w piątek pomiędzy 18:45 a 19:30. po tenisie i basenie.
renesans wychowania XIX-wiecznego- pianino i języki obce. plus XXwieczny rys sportowy- tenis, basen, karate. tenis jest stanowczo na topie. Plus XXI wieczny trening- akademia szybkiego czytania albo efektywnej nauki.
ale zostawmy napięty grafik przestymulowanych dzieci (choć szczyt szczytem była wymieniona wyżej uczennica która niemalże zasłabła podczas mojej lekcji o 18; po moich pytaniach okazało się, że po szkole była na basenie, następnie na tańcach, z których bezpośrednio przyjechała do domu na moje zajęcia, a obiad w szkole był o 12. no comments).

wracając do uczennicy O.:O ma 8 lat. mama lekarka, tata pracuje w Warszawie w firmie farmaceutycznej i wraca do domu na weekendy. wcześniej mieszkali w Wwie, ale przeprowadzili się do rodzinnego miasta żeby dziecko miało spokojniejsze życie (aha.). Mają 400 metrowy dom, w którym moja uczennica zajmuje całe piętro, ponad 100 metrów. Ma pokój do nauki, sypialnię z łożem małżeńskim plus size oraz bawialnię wielkości sporej sali zabaw. i łazienkę. Ferie zimowe na Florydzie. Szkoła prywatna, spełniane wszystkie zachcianki.
i - o, nie- nie chciałabym popaść w stereotyp jak to pieniądze szczęścia nie dają, albo jak to bogaci są nieszczęśliwi a biedni radośni. ale ośmiolatka oznajmiająca że nigdy, ale to nigdy nie jest zadowolona ani wesoła to naprawdę smutny widok. mówi to szczerze, z pewną obojętnością, obracając w rękach mini Ipada otrzymanego na komunię (nie prowadzę z nią psychoanalizy, było to ćwiczenie na hiszpańskim, polegające na opisaniu sytuacji w której czujesz się zadowolona/smutna/zła itd.).
Patrzę na ipada i pytam:
- no a wtedy kiedy dostajesz prezenty?
-ee tam. -mówi ona- prezenty są słabe. no na przykład dostałam mini Ipada a przecież już mam Ipada to po co mi drugi.
-no a w zasadzie po co ci Ipad?
-nie wiem, ale on jest drogi.

O bogowie. 
Jak fatalnie się niektórzy ludzie poplątali.

teraz modna jest mantra, że każdy ma prawo robić/wychowywać jak uważa, bla bla. prawo to jasne że ma, póki się to z prawem nie mija. ale jak nasze postępowanie- lub jego efekty- stają się publiczne, daje to innym prawo do komentowania, oraz krytyki. krytykując kogoś nie odmawiam mu prawa.
co najwyżej zniechęcam się do kontaktów z daną osobą. porzucając na przykład lekturę bloga pewnej pani, która zostawiając dziecko z własnymi rodzicami, podgląda je na wyjściu przez kamerkę internetową. no łał.

ale, niestety, nie zrezygnuję z kontaktów z panną zblazowaną niezadowoloną. za dobrze mi płacą. o tempora, o mores.





11 komentarzy:

  1. prowadzę podobne nauczanie domowe z angielskiego tyle, że ustalam program nauczania by zahaczał o to co dzieje się w szkole. swego czasu odmówiłam nauczania trzem osobom. chłopcu, który podobnie jak Twoja zblazowana i przeciążona uczennica nie miał czasu na dziecięcą radość i swobodę (miał swój sposób by przetrwać każde spotkanie - po prostu nie brał w nim żadnego udziału) oraz rodzeństwo z kilkuletnią różnicą, od którego zbyt wiele wymagałam, jak sądzę. Z całą trójką rozstałam się po rocznej obopólnej męce bez żalu jasno stawiając sprawę zaraz po spostrzeżeniu co się święci. to rodzice naciskali na mnie i dzieci bym nie przerywała nauki po miesiącu, obiecywali w imieniu dzieci zaangażowanie. oczywiście oni się bardziej angażowali. dla mnie nauczanie kogoś, kto nie ma absolutnie na to ochoty mija się z celem. ta trójka ignorowała wszelkie moje wysiłki a rodzice wręcz oczekiwali odrabiania przeze mnie ich zadań domowych. nie wiem czy może być gorsza sytuacja...
    mam nadzieję, że Twoja panna wyraża jakieś zainteresowanie tym co masz jej do przekazania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w miarę wyraża. ja niestety nie odrzucam uczniów którzy nie mają ochoty- staram sie ich jakoś zaangażować, ale ni ukrywam że zalezy mi na zarobkach.

      Usuń
    2. to zrozumiałe, że nie odrzucasz. mnie się to zdarzyło tylko w tych trzech przypadkach a nauczanie prowadzę już ponad 20 lat. najwięcej satysfakcji mam z uczniami, którzy mają trudności z przyswajaniem nowego języka a dzięki wspólnym wysiłkom robią postępy :)))no i mogłam sobie na to pozwolić, bo z roku na rok mam więcej chętnych niż czasu mogę wygospodarować.

      Usuń
  2. na początku pomyślałam, ze ona tak o sobie mówi, bo ktoś (rodzice?) tak ją określa. ale to chyba nie to:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem dlaczego rodzice robią to dzieciom. Camilla ma dzieciństwo bardzo podobne do mojego (zanim zaczęłam jednocześnie do zwykłej oraz muzycznej szkoły chodzić). Po zerowce ma wyłącznie wolny czas, który spędza z koleżankami - gdy pada, są w domu, gdy pogoda jest ok, gnaja na rowerach na płac zabaw lub szkolne boisko. Postanowiłam, ze dla zajęć dodatkowych będzie przeznaczony jeden dzień w tygodniu. Dodając do tego raz w tygodniu polska szkole, uwazam, ze doskonale jej to wystarczy. Na troche nudy tez powinno sie mieć tczas.

    OdpowiedzUsuń
  4. przygnebiajce. ambocje ambicjami, ale gdzie czas na budowanie wiezi rodzic-dziecko? czy to moze o te ''jakosc, nie ilosc'' czasu chodzi? ale to zjawisko istnieje od zawsze, juz Riedel spiewal ''kupia ci zabawke, gdy egzamin zdasz, zamiast ojca matki sklad przedmiotow masz. Masz niby rodzine, niby wszystko gra, Boze daj mu dom, cichy kat i psa''...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tu w ogóle nie chodzi ani o czas, ani o więź. jedynie o hodowlę. i wyrażanie uczuć poprzez pieniądze.

      Usuń
  5. i jeszcze spelnianie swoich niespelnionych marzen i chec popisania sie swoim dzieckiem.
    w ts jest artykul o takich rodzicach, co to niby twierdza, ze dziecko samo sobie zajeca pozaszkolne powybieralo, ale pozniej miedzy wierszami przewija sie, ze wlasciwie to innej opcji niz zajecia pozaszkolne, to dziecko nie ma, bo rodzice do wieczora pracuja. bo do kolegow na ''tylko zabawe'' to nie mialby po szkole kto syna wozic i odbierac, ale na zajecia pozaszkolne, jakos ktos wozi... z jednej strony rodzice piluja dzieci, a z drugiej strony nie potrafia otwarcie powiedziec, ze chca sie nimi popisac, tylko belkotem czestuja, ze dzieci same tak chca, ze same sobie wybieraja... pewnie, ze dzieci maja swoje zainteresowania, ale wszystko ma swoje granice - i to rodzice powinni je stawiac. tylko kiedy, jesli pracuja od switu do nocy...

    OdpowiedzUsuń
  6. Polecam wszystkim korepetycje i tylko online http://preply.com/pl/lublin/korepetycje-z-hiszpańskiego, żadnej szkoły stacjonarnej w grupach. Skorzystałam z lekcje z hiszpańskiego: symulacja rozmowy kwalifikacyjnej przez online skypa. Sama forma korepetycje z języka hiszpańskiego jest dla mnie zdecydowaną zaletą, jest to bardzo wygodne i można zaoszczędzić czas na dojazdy. Myślę, że wiele po prostu zależy od predyspozycji, ale ja odczuwam dużą różnicę między kontaktem z realną osobą a za pośrednictwem internetu. Nauka języka hiszpańskiego jest czystą przyjemnością lublin.

    OdpowiedzUsuń