sobota, 14 czerwca 2014

Targ na Wileńskiej- i risotto z groszkiem

Dzisiaj wracając z naszej sobotniej kawy z centrum zahaczyliśmy o targ na Wileńskiej.
Targ na który chodziłam z mamą jako dziecko. Na którym od zawsze obok dużych stoisk babulinki (przecież nie te same!) sprzedają poziomki na szklanki, kilka główek czosnku.Mama zawsze kupowała mi tych poziomek, nie docierały do domu. Na którym są też najlepsze gofry na świecie, robione wciąż przez tę samą panią.
Dzisiaj poszliśmy po inspiracje obiadowe. A kupiliśmy:

 kozi twarożek domowy, dwie szklanki poziomek i szklankę cukrowego groszku. I jeszcze torbę bobu, który nie zmieścił sie na zdjęciu. I kwiaty.






RISOTTO Z GROSZKIEM

-400 g ryżu do risotto 
-około 1,5 l bulionu warzywnego (ja użyłam z eko-kostki)
- szklanka groszku cukrowego
- twarożek kozi
- pół łyżki masła
-sól, pieprz, świeże zioła:oregano i cząber (garść)

Ryż podsmażamy na roztopionym maśle, po czym stopniowo wlewamy bulion- gotując na małym ogniu, czekamy aż porcja bulionu się wchłonie i wtedy lejemy więcej, aż do miękkości ryżu (ok.15 min.). Mniej więcej w połowie gotowania dodajemy groszek. Następnie doprawiamy solą, pieprzem i ziołami. Na talerzu posypujemy porcję pokruszonym serem kozim. Pysznie i pachnąco :) A na deser- poziomki z cukrem i śmietanką :)


środa, 11 czerwca 2014

nasze mieszkanie-lato

Dawno nie pokazywałam Wam już migawek z naszego mieszkania. Zapraszam więc chętnych na wirtualne zaglądanie w kąty w letniej odsłonie :) Uwaga- dużo zdjęć :)

Kuchnia:


Fragment salonu-jadalnia:


Salon, kącik czytelniczy :)





 Balkony- tu przenosi się późną wiosną nasze życie:
-na kawę i ciasto



 na odrabianie lekcji i rysowanie:



 - na popołudniową lekturę:



korytarzyk łączący pokoje- tu można sprawdzić urok dzisiejszej kreacji:



 A to roślinność z balkonów (mamy dwa):







I nasz salon widziany z balkonu:



wtorek, 3 czerwca 2014

wąwóz

Ponieważ wróciłam dzisiaj wcześniej z pracy, odebraliśmy Julka z treningu wszyscy razem, o 18:30, i pojechaliśmy rowerami do wąwozu. Wąwóz to miejsce mojego dzieciństwa- tu tata uczył mnie jeździć na rowerze, i tam zjeżdżałam na sankach aż rodzicom palce u stóp odmarzały. Jest bardzo długi i łączy wiele punktów i dwie dzielnice lubelskie, naszą i sąsiednią. Jest też ciągiem komunikacyjnym dla rowerów- wyskakuje się z niego na ścieżkę rowerową nad rzeką, którą można dojechać do centrum lub nad zalew.

Wąwóz- jak to wąwóz- ma piękne, zielone zbocza, sporo drzew, środkiem dolinki idzie asfaltowa ścieżka dla pieszych i rowerów, a po jej bokach spory zapas płaskiego, porośniętego trawą terenu. Od kiedy wieczorami nie jest już ciemno, właśnie tam chodzę biegać, mijając się zresztą z tłumami biegaczy :)

I dzisiaj podobny plan mieliśmy, sportowy. A. z Nelą i Julkiem grali w piłkę nożną, bo Julek dostał na Dzień Dziecka wymarzoną futbolówkę(ze sklepu na B. :)).  i chciał ją koniecznie wypróbować  Z TATĄ . Ada zaliczała ekotrening sensoryczny, czyli łaziła po wysokiej trawie na bosaka i chichrała się że ją gilgocze :) a ja zrobiłam sobie solidny trening biegowy. Wróciliśmy zmachani i głodni. Jutro, jeśli nie wrócą złowieszcze deszcze, chcemy się tam wybrać wieczorem na piknik zamiast kolacji :)

A poza tym spełniło się nasze marzenie- jedziemy na żagle! W długi weekend, który zawdzięczamy naszym braciom katolikom (naprawdę wielkie dzięki!). Na 3 dni, bo to pierwsza wyprawa naszych dzieci, więc będzie testowa :) Łajba zaklepana! Cieszymy się bardzo, bo jak już chcieliśmy jechać gdy Julek podrósł odpowiednio, to nam się Ada przydarzyła :)
Ahoj!