środa, 27 marca 2013

Specjalne zdjęcia dla Kartoflanej :)

Mazurek marmurkowy Elli-Kartoflanej. Arcyprosty i podobno pyszny (podobno- bo jadły go dzieci w szkole mojej córki; Nela twierdzi że wszystkim smakowało, jej też :)).
Po przepis kieruję na www.zkartoflanegopola.blox.pl

Ellu- Dużo radości ze Zmartwychwstania i Wesołych Świąt dla całej Waszej rodziny!




sobota, 9 marca 2013

budujące wspomnienia

jeszcze zupełnie niedawno wspomnienia mnie frustrowały.

może wstyd się przyznać, ale tak było. myślałam sobie: o jak było fajnie, szkoda że BYŁO. o jak nam było dobrze, szkoda że BYŁO. wtedy to BYŁY czasy. teraz jest inaczej, no może BYWA fajnie, dawniej też wiecznie różowo nie było, ale dlaczego tamto BYŁO i NIE WRÓCI?

a ostatnio- i może znow wstyd się przyznać bo mało odkrywcze to odkrycie- odkryłam że wspomnienia mogą być budujące a nie frustrujące.bowiem  największe och! wzbudzały we mnie takie wspomnienia., które są wspomnieniami chwil szczęścia tak krótkich jak błysk flesza; wspomnienia-obrazy, ale obrazy wyjątkowe, bo ze światłem i dźwiękiem i smakiem i zapachem. nie że kiedyś było dobrze a dzisiaj żle. raczej- że kiedyś zdarzył się moment taki a taki a teraz już się nie zdarza.

i w swojej mało odkrywczej odkrywczości odkryłam, że własnie ta niepowtarzalność stanowi o ich uroku. co więcej- można stworzyć taką powtarzalność, która uroku im nie odbierze. myśląc bez frustracji, bez autozazdrości o tych miłych chwilach, momentach o różnym znaczeniu i wadze, przeżywam je znów i znów, smakując je na nowo. co więcej, otwierając się na nie powoduję, że wracają w najmniej spodziewanych momentach, wywołując niezrozumiały dla otoczenia uśmiech i ciepło w sercu.

dzisiaj wróciła taka niewinna scena. jesteśmy z moim mężem, jeszcze bezdzietni, w kafejce na Nowym Świecie w Warszawie. zdążyliśmy w ostatniej chwili- za oknem leje deszcz, niesamowita letnia pompa, strugi deszczu. ja mam na sobie cienką indyjską czarną sukienkę i przemoczone espadryle. zamawiamy pełne lodu smoothies truskawkowe, i zabieramy się za grę w Master Minda. gramy tak i gramy, czas upływa tak, jak już nigdy nie upływał od narodzin naszej pierwszej córki. minie parę godzin nim leniwie pójdziemy objęci na obiad.

albo taka chwila- wiatr targa wysokimi topolami, po ulicy lata unoszący się kurz, spadające gałązki. wiatr wróży pierwszą wiosenną burzę, huczy i przesuwa po ciemnym niebie niewidoczne, ciemne chmurska. wysiadamy z samochodu na ulicy Karowej, podekscytowani ściskamy się za ręce. Tej nocy urodzi się nasze pierwsze dziecko.

albo parę dni  przed ślubem, idziemy nagrzaną słońcem Marszałkowską, ja jestem tak nakręcona, podekscytowana, rozradowana, że aż wymachuję ręką która trzymam za rękę mojego przyszłego męża. Na każdych światłach całujemy się, gadamy o czymś lekkim i czuję się jak balon pełen helu. kilka dni później, w kościele przy Kredytowej, ksiądz podczas naszego ślubu mówi, że widział nas wówczas, na tej ulicy, i widział wielkie szczęście i wielką miłość.[wspomnienie do przywoływania po kłótniach małżeńskich ;)]

dużo takich wspomnień czeka pewnie w kolejce  w tej części mojego mózgu, do której chwilowo nie mam dostępu. czekam na nie!

[ślubny złośliwie mówi, że upodobanie do wspomnień to oznaka starzenia. hmmm?]