Dzięki autostradom, dojechaliśmy z Gdańska do Lublina (615 km) w niecałe 6 godzin.
Z sentymentem powitaliśmy polskie morze.
Zakochaliśmy się w Toruniu.
Zjedliśmy mnóstwo pyszności.
Ogólnie-klasa.
A teraz fotoreportażu część pierwsza. Środę spędziliśmy leniąc się na plaży Gdynia-Orłowo:
Polecamy bardzo to miejsce! W sezonie jest jak w Sopocie, tylko spokojnie. Molo jest, też ładne, nieco mniejsze i za darmo :) Za to Orłowo wyróżnia się pięknym klifem, widocznym niżej na zdjęciu za molo (lepiej będzie go widać parę zdjęć dalej), można przejść się plażą aż za cypel.
Zjeść można wspaniale w Tawernie Orłowskiej, położonej tuż przy plaży. Na poniższym zdjęciu widać dobrze wspomniany wcześniej klif. Siedzieliśmy jednak w środku za przezroczystą zasłoną, bo na dworze mimo słońca sakramencko wiało :) W Tawernie wspaniałe świeże ryby- ja i dzieci zajadaliśmy się dorszem a Adam jadł znakomitą makrelę w ziołach. Poza tym wzięliśmy naprawdę rewelacyjną zupę rybną. Ze wszystkich stolików jest fantastyczny widok na morze.
A tu molo:
Wychłostani wiatrem na molo, udaliśmy się na desery do położonej na przeciwko kawiarni (w Orłowie wszystko jest, i to blisko). Kawiarnia w Domku Żeromskiego, można też zajrzeć do muzeum, my z powodu dzieci darowaliśmy sobie. Za to kawa i szarlotka znakomite, no i siedzieć można w takich fajnych koszach:
A to widok z promenady, przy której znajduje się plac zabaw :)
Tutaj znów scenka z kawiarni, Ada, lody i morze :)
A tu Julek obserwuje z molo statki i żaglówki których wyjątkowo dużo kręci się w pobliżu wejścia do portu:
W Gdyni można jeszcze zwiedzić oceanarium, ale w końcu w związku z ładną pogodą zostaliśmy do późnego popołudnia w Orłowie, zostawiając zwiedzanie na inny raz. A następnie udaliśmy się do Torunia, o czym będzie w następnym odcinku :)