poniedziałek, 6 października 2014

jesień na ścianie wschodniej- i o dziękowaniu

Zapraszamy do zajrzenia w naszą jesień:

Ada- melancholia na rowerze


 bieg przez park



 Julian- taki duży i taki mały
 Kontakt ze sztuką
 Furtka do tajemniczego ogrodu...


 Hulajnożystka:
 Rolkarka :)
 sobota na działce- układając mandalę:




 I na koniec pytanie do was, odnośnie treści kolejnego posta.
Czy umiecie dziękować za to co macie? Dziękować, czy być wdzięcznym. Komuś, czemuś, losowi, sobie? Pamiętacie o tym na co dzień, a może nie ma to dla was znaczenia?
Uważacie że macie mało- czy może dużo?

sobota, 4 października 2014

rozmawiałam z panią

Prosiliście żebym dała znać jak po rozmowie z panią.
Pani z klasą jest. To była rozmowa a nie pyskówka albo budowanie okopów.
Oczywiście nie poszłam z bagnetem na sztorc. Łatwo jest pójść do kogoś z gębą, ale wtedy atakowana pretensjami osoba okopuje się i odpiera atak.
Powiedziałam więc że nigdy nie wtrącam się w pracę pani, przeciwnie bardzo cenię to co robi i pierwszy raz przychodzę z jakimś problemem (to prawda. poprzednio był tylko raz mój mąż, kiedy chcieli odpytywać nasze dziecko z zawartości koszyczka ze święconką). I wyłożyłam co budzi mój niepokój. Pani powiedziała że widzi, że dzieci potrafią się kontrolować i wtedy zachowują się poprawnie. Nie chodzi o jakieś wielkie przewinienia, gadanie na lekcji, brak dyscypliny. Chciała ich zmotywować do tej samokontroli. A wie od dzieci, że większość z nich nie lubi odrabiać pracy domowej, bo kradnie im to czas wolny. Więc w tym sensie praca domowa miała być karą- bo oni nie lubią mieć dużo zadane. Więc za karę mają zadane więcej.
Mówi że nie pomyślała że dzieci mogą to inaczej odebrać. I że przemyśli to sobie. Zobaczymy co z tego wyniknie.
Ja w ogóle jestem zwolenniczką pozytywnej motywacji. A przynajmniej żeby negatywna nie była jedyną. Może- mówię tu o 2 klasie, a więc małe dzieci, pani jest ich wychowawczynią- zbierać jakieś pozytywne znaczki za udany dzień i nagradzać? dla dzieci nagrodą jest choćby wspólny, nadprogramowy spacer z panią czy przegadanie części lekcji. to jeszcze ten etap kiedy większość z nich bardzo lubi panią i zachowuje się tak a nie inaczej nie ze złej woli. raczej trudno im usiedzieć, zmilczeć, powstrzymać się. A z kolei za dużo negatywnych znaczków pozbawić jakiejś atrakcji- w końcu atrakcje są dla tych co potrafią się zachować.
Nie wymądrzałam się zresztą, bo pani jest nauczycielką z o wiele większym stażem niż ja. No i to w końcu jest jej problem, ja  mam swoje w swojej pracy :) Tutaj jestem rodzicem i wiem czego nie chcę dla mojego dziecka. I tyle.

czwartek, 2 października 2014

nauka za karę

   Nauczycielka Neli-skądinąd bardzo fajna, więc krytyka nie będzie dotyczyć jej osoby tylko tego konkretnego zachowania- daje pracę domową za karę. Dwa razy była to kara zbiorowa- tzn. jedna, dwie osoby rozwalały lekcję, więc cała klasa dostała więcej zadań z ćwiczeń.  Już wtedy wybierałam się ze znakiem zapytania na twarzy. Nie poszłam, a dziś Nela przyniosła tę samą koncepcję tylko usystematyzowaną.
   To znaczy- za złe zachowanie na lekcji dziecko dostaje kreseczkę w tabelce na końcu zeszytu. To jest jeszcze ok. No ale dalej- po zakończeniu dnia lekcji dziecko ma karną pracę domową. Ma przepisać ze słownika ortograficznego tyle wyrazów z trudną literką (wyznaczoną na dany dzień) ile ma kreseczek z tego dnia. A następnie ułożyć z tymi wyrazami zdania.
   Moje dziecko lubi chodzić do szkoły, wręcz bardzo. Na propozycję nauczenia się czegoś reaguje entuzjazmem. Ma już nawyk, że gdy czyta coś co nie do końca rozumie, sama drąży, szuka w innych książkach, w encyklopediach. Lubi czytać sobie słownik. Nauka to dla niej przyjemność, frajda, pasja. I ja chciałabym, żeby tak zostało. Żeby nauka, także ortografii, pozostała dla mojego dziecka przyjemnością, a nie- na miłość boską- karą! Żeby sprawdzała ciekawe wyrazy bo to interesujące a nie za karę! Nela gdy mi o tym opowiadała, sama z siebie powiedziała, że przeciez teraz dzieci przestaną lubić się uczyć.
   Druga sprawa to praca domowa jako obowiązek. Dla mnie bardzo ważne jest aby obowiązki nie wiązały się dla naszych dzieci z czymś przykrym. Żeby myślały raczej o pożytku wypływającym z wykonywanego obowiązku, o satysfakcji którą można czerpać z obowiązku dobrze wykonanego. Wszystko to bierze w łeb, gdy praca domowa, a więc obowiązek, jest zadawany za karę.
 I tak na marginesie zupełnie dwie rzeczy. Nela czyta płynnie i samodzielnie od czwartego roku życia. W związku z tym ortografię ma w małym palcu, wysoko ponad poziom 2 klasy. Zdarza jej się natomiast gadać na lekcji, za co zarobiła kreseczkę. Na pewno znajdzie się  w klasie dziecko, które jest grzeczne jak aniołek, a z ortografią na bakier i dodatkowa nauka "za karę' bardzo by mu się przydała. Druga sprawa- co ma piernik do wiatraka, a gadanie na lekcji do ortografii.

Idę jutro porozmawiać z panią.
A co wy myślicie o nauce za karę?