niedziela, 30 marca 2014

wdzięczność

Oszałamiające dawki słońca. Śpiew ptaków. Jezioro. Najlepszy w świecie, jeszcze ciepły chleb ludwiński- pachnący świeżym zbożem, polem, sierpniem. Dzieci umorusane, biegające w jakichś portkach i koszulkach, szczęśliwe.Pełznący z cienia chłód wieczoru, ognisko, rozmowy. To sobota.

W niedzielę rozgarniam zasłony wcześnie rano, piję kawę w ulubionym fotelu, Duduś rozwalony w naszym łóżku. Potem odświętne sukienki, fryzury. Inspirujące nabożeństwo a dla dzieci szkółka niedzielna w plenerze. Potem lody na słońcu i mieszczański spacer główną ulicą. Domowa pizza na obiad, wycieczka rowerowa i długie dokazywanie na placu zabaw- znów dzieci umorusane, ale tym razem w niedzielnych sukienkach i koszulach ;) 

Wieczór- małżeńska integracja. Skończyliśmy właśnie lepić 85 pierogów. Jak dobrze się przy tym rozmawia!

Przez ten weekend dominującym we mnie uczuciem była- wdzięczność.
Wielka wdzięczność.
Podszyta jak to u mnie zwykle nieco wyrzutami sumienia.
Ale:
Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary, 
Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary.
Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno Ciebie,
I w otchłaniach i w morzu, na ziemi, na niebie.
(...)
Wdzięcznym Cię tedy sercem Panie wyznawamy, 
Bo nad to przystojniejszej ofiary nie mamy.

piątek, 21 marca 2014

tydzień pod wirusem

Kończymy dziś chorobowy tydzień. Wszystkich oprócz małżonka trafiło- jakiś kaszlowo-katarowy wirus plus niestety problemy żołądkowe, osłabienie, gorączka. Dzisiaj ja mam się najgorzej, byłam całe rano w pracy ale po południu już nie dałam rady, nie chciałam też uczniów na prywatnej lekcji zarażać, bo kaszlę i kicham. Ada jeszcze osłabiona, bo ją trafiło przedostatnią. Starszaki właściwie ok, kaszlą i smarkają trochę.

No ale nie ma co narzekać- pierwsza choroba od roku.
No i antybiotyk nie był potrzebny. Teraz trzeba sie zregenerować.Wypływamy na powierzchnię, mam nadzieję.

niedziela, 16 marca 2014

otocz (szyję) pętlą, czyli o polskiej edukacji

Powiem wprost i  bez ogródek- jestem polską szkołą megarozczarowana jako rodzic.
Polską- bo nie chodzi mi o naszą konkretną podstawówkę, która jest miła, kameralna i raczej ok.
Mam na myśli polskie szkolnictwo, beznadziejną bryndzę, która nie nadaje się ani dla sześciolatków, ani dla siedmiolatków, ani dla dorosłych.


Oto koronne zasady rządzące polskim systemem edukacji (kolejnośc przypadkowa):

1) Repetitio est mater studiorum do obrzydzenia. Podręczniki, ćwiczenia, zeszyty ćwiczeń....obracanie w kółko tego samego zagadnienia na piętnaście rodzajów. materiał na frapujące prace domowe w rodzaju otocz pętlą, zakreśl kółeczkiem, zaznacz co nie pasuje, pokoloruj, pokoloruj, POKOLORUJ!. Moje dziecko, które kocha się uczyć, w wolnym czasie samo pisze sobie zadania matematyczne i je rozwiązuje, czyta na potęgę, studiuje encyklopedie, pasjonuje się nauką a do szkoły lubi chodzić bo każda forma nauki jest dla niej lepsza niż nic- nie cierpi odrabiania lekcji. Pytałam dlaczego (choć sama się tego domyślałam). Te zadania są nudne, powtarzalne, nie trzeba przy nich myśleć.

2) Umiłowanie teorii: Nadchodzi jakaśtam pora roku, załóżmy wiosna, więc nasz podręcznik (i zeszyt ćwiczen, i ćwiczenia do ćwiczeń) będzie międlił do mdłości temat nadchodzącej wiosenki. Otocz pętlą oznaki wiosny, zaznacz oznaki wiosny, naucz się o oznakach wiosny. I siedzą te dzieci w klasie, słońce wiosenne przegrzewa je przez szyby i pracowicie otaczają kółeczkiem drukowanego przebiśniega. A my tymczasem myk! na wagary nad jezioro, w cztery godziny odznaczyliśmy takie oznaki wiosny którym sie nawet podręcznikowi nie śniło- samodzielnie i na żywo. Rozumiem,klimat podzwrotnikowy można dzieciomj pokazać na fotografiach. Ale zlitujmy się, krokusy?? 

3) Umiłowanie schematu, czyli pytania typu "prawda, że":jest to mój ulubiony, nasz, krajowy typ pytań, polegający na założeniu że wiemy z góry co nasz rozmówca odpowie, a jedynym celem naszego pytania jest wspólne, relaksujące po-potakiwanie sobie nawzajem. Tak też działa polski system edukacji. Z każdej strony materiałów edukacyjnych wyziera ZAŁOŻENIE. Uczniowi nawet przez przypadek nie jest dane nic odkryć (a zwykle sześciolatka nie interesuje że ktoś to już zrobił przed nim; dla niego odkrycie to odkrycie, eureka!), trzysta tysięcy ćwiczeń na to samo poprzedza zdanie z którego jasno wynika co ma wyjść, co się okaże. Od matematyki po przyrodę. Przy dwustronnym "poznajemy liczbę 14" jest 5 zadań których wynikiem jest 14. Nela nie chce ich zrobić bo wie że wyjdzie 14- podobnie jak wyszło 13 przy poznawaniu 13 etc. 

4) The leading voice czyli system rządzi! : rządzi i prowadzi system edukacji. Niepodzielnie i nieodwołalnie. Niektórzy uczniowie są przezeń ciągnięci za włosy, niektórzy na siłę przytrzymywani w miejscu- i nie chodzi mi o to kto tam daje radę ze szlaczkami. Chodzi o zapomniane zjawisko zwane GŁODEM WIEDZY. Jeśli biedne dzieciątko, zachwycone liczbą 14 zechce zapytać co jeśli napiszemy 5 zamiast 4; jeśli nie porzuciło jeszcze naturalnego dla człowieka sposobu poznawania poprzez ciąg pytań samodzielnie skojarzonych (każdy rodzic wie jak łatwo można dojść od bułki na stole do zagadnień wszechświata)- ma przerąbane. 15 pozna dopiero gdy zrobi sto ćwiczeń na 14; o wszechświecie będzie w drugiej klasie, a bułkę nieważne jak sie robi, ważne że jest okrągła a uczymy się o kółeczku drogie dzieci. Nauka ma być PO KOLEI i BROŃ BOŻE MIMOCHODEM. Szkoła zbyt poważną instytucją jest, żeby podążać za dziecięcym umysłem. 

Niektóre rzeczy tak łatwo byłoby zmienić. A w każdym razie nie wymaga to wielkich inwestycji finansowych. Wziąć te dzieci w plener, przynieść im plener do rąk, niech powąchają, poczują, przesypią, dotkną. Zważą, pomyślą, wydedukują. Zostaną potraktowane poważnie, one i ich potrzeba wiedzy. Niech będą potraktowane poważnie. To nie wymaga kosmicznego czesnego szkoły prywatnej- bo przecież prywatne szkoły realizują takie rzeczy- mnie na nią nie stać. Cieszę się że są tacy którzy mogą z tego skorzystać, ale ileż można by wprowadzić do szkoły już teraz, wystarczyłoby trochę dobrej woli, zapału, wiosny, zdjęcia z nauczycieli tego nudziarskiego zamordyzmu.

Zastanawiałam się nie raz nad edukacją domową; tyle że moje dziecko na przekór lubi chodzić do szkoły. Z czego sie cieszę oczywiście. Ale większość rozwoju to to, co robimy w domu. Przede wszystkim to, co robi ona sama, a my za tym podążamy.

Najgorsze jest to, że to się robi na samym wstępie. Kiedy można by niektórych nauczyć, a w innych- nie zabić miłości do nauki.





czwartek, 13 marca 2014

na wagarach- wiosna na ścianie wschodniej!

Wybraliśmy się dzisiaj całą piątką na wagary :) Dzieci urwały się ze szkoły; Adam miał wolne, ja dopiero na 16 na lekcje. Zamiast oglądania zdjęć w podręczniku, mieliśmy lekcję przyrody na żywo: poszukiwanie oznak wiosny! Zarejestrowaliśmy:
-bociana w locie!
-klucz lecących i hałasujących żurawi,
- multum motyli; brązowych i żółtych
- pszczoły, mrówki i biedronki
- kotki na wierzbie i na leszczynach
-krokusy i przebiśniegi
- pączki liści
- zieloną, nową trawkę
- oszałamiający ptasi świergot

Oraz ogólną pełnię szczęścia! Zobaczcie sami (uwaga, dużo zdjęć ;)):























niedziela, 9 marca 2014

krótko i niepoważnie

Biegania drugi tydzien dziś zakończony, od dziś wskoczyłam w plan treningowy, którego założeniem jest odświeżenie daaawno odłożenego na półkę uczestnictwa w biegach publicznych i pobiegnięcie 10 kilometrów  w połowie kwietnia. Buty kupiłam w Biedrze, jak poprawię wyniki, kupię sobie w nagrodę lepsze ;) poza poprawą kondycji i wytrzymałości wyglądam o wiele lepiej- brzuszek sie wciągnął, mięśnie wzmocniły, talia pojawiła, normalnie odnowa biologiczna :)
poza tym nie jem słodyczy do końca Wielkiego Postu, mało luterskie takie poszczenie, jednakowoż żadnych łask nie pragnę sobie tym wyjednać, poza może mniejszymi obwodami tu i ówdzie ;-) więc ujdzie. pieniądze które wydawałabym na słodycze pójdą do skarbonki diakonijnej dla potrzebujących. nie muszę wam chyba mówić, że od środy wszędzie, absolutnie wszędzie wyświetlane są reklamy czekolady, pachnie z każdego bilboardu, pręży swe obłe kosteczki na ekranie tvnplayera gdzie oddaję się rozkoszom oglądania kuchennych rewolucji. luterski skądinąd ewedel zagląda mi w oczy we śnie. ale ostatnio naprawdę przeginałam z tymi słodyczami, czas na detoks bezwględny.
odmierzam czas do ostatniego weekendu marca, kiedy mam nadzieję znaleźć się na Tarnicy :) szukamy teraz jakiejś fajnej kwatery w Ustrzykach na dwa dni.
Kwiatki na dzień kobiet kupiłam sobie sama, podobnie jak prezent- spódnicę. Nie widzę nic złego oczywiście w panach biegających po kwiatki, ale jakoś wolę sama. kupiłam też kwiatka Neli, Ada to póki co masakratorka innch żywych organizmów. Julian wnosi o Dzień Mężczyzn. Mój syn jest prawdziwie równościowy, ot co. 
Miłej niedzieli!

niedziela, 2 marca 2014

za ścianą (wschodnią)

my na ścianie wschodniej, a za ścianą ...stresa mam, naprawdę. Może i w Polsce sami bohaterowie, co to chcą na wojnę z Putinem iść uzbrojeni w nożyki kuchenne, ale ja na bohaterkę się nie nadaję. Boję się o moje dzieci, o moje życie. Boję się wojny. Oczywiście wojny toczą się na świecie non stop; nie jest tak, że nic mnie one nie obchodza- nie mogę wiele poza współczuciem. Natomiast- tak, nie wstydzę się tego przyznać- kiedy wojna jest tuż za ścianą, boję się o własny tyłek.

a poza tym życie chwilowo toczy się dalej.
Od tygodnia biegam, codziennie. Na spokojnie rozkręcam sie- wczoraj i dziś 3 kilometry przebiegnięte. Fajne to jest.
Kiedy biegam i kiedy śpiewam w chórze jestem bardzo sobą, w innym świecie, oderwana od tego co czasem bardzo mnie męczy.

szukam puenty ale puenty brak. dobrego tygodnia!