czwartek, 5 września 2013

10 rocznica ślubu- cz.1

life must go on- i tymczasem jutro nasza 10 rocznica ślubu. post dzisiaj bo jutro mam cały dzień w pracy, a wieczorem idziemy z dziesięcioletnim małżonkiem na wypaśną kolację, która jest prezentem od moich rodziców.
Dzisiaj też swego rodzaju rocznica- 10 rocznica mojego wieczoru panieńskiego. Nie uwierzycie, ale urządziłam wieczór panieński w przeddzień ślubu. Namówiły mnie do tego moje lubelskie przyjaciółki, które w związku z jakimiś egzaminami poprawkowymi stwierdziły że nie będą do Warszawy jechały dwa razy, na ślub i na wieczór (mieszkałam wówczas w Warszawie). Przyjadą raz, chwilę pogadamy, strzelimy toast, obejrzymy razem jakiś film i pójdziemy spać, a na drugi dzień pomogą mi w przygotowaniach do ślubu.
Aha, dobrze zgadujecie że był to kiepski pomysł.
Oczywiście na jednym toaście się nie skończyło. Ani na jednym filmie.
Poszłyśmy spać nad ranem, a parę godzin później do mieszkania wparowała moja mama, która przy pomocy kilku mocnych kaw i kąpieli podjęła trud przygotowania panny młodej do ważkich wydarzeń.
Moje przygotowania do ślubu ograniczyły się do kąpieli, nałożenia kiecki, przypięcia welonu spinkami i zrobienia sobie makijażu. Potem tata zawiózł mnie swoim samochodem do kościoła, a następnie oddał przed ołtarzem w ręce pana młodego.





Podpisuję cyrograf:
 Powagę udało nam się zachować jeszcze do drzwi kościoła:

Zbojkotowałam ślubne koncepcje mojej teściowej, absolutnie wszystkie, więc w ramach ustępstwa zgodziłam się na tort- siedmiopiętrowestraszydłozfigurkami! Uśmiechnięta panna młoda z nożem i morderczymi myślami, w nieostrym tle surowo spogląda Marcin Luter :)

Nie chciałam też typowej sesji ślubnej, więc zdesperowana fotograf namówiła nas na kilka pozowanych ujęć pod kościołem. Zdjęcia są w ogóle fatalnej jakości, co nie martwi mnie zupełnie, jako że małżeństwo jest jakości dużo lepszej :) moje ulubione to to, na którym pani fotograf wymyśliła, że mąż ma mnie wziąć na ręce- widzicie ten ledwo skrywany wysiłek mojego wówczas bardzo szczupłego męża, i przerażenie na mojej twarzy?

Będzie część druga rocznicowego posta, bo chciałam napisać parę rzeczy także o naszym małżeństwie. Potrzebuję jednak czasu by zebrać myśli, wciąż bardzo źle się czuję po wczorajszej smutnej wieści.
Póki co idę odgonić czarne myśli gotowaniem- fasolówka i dżem śliwkowy!

środa, 4 września 2013

...

Nie żyje moja pani profesor organów ze studiów.
Profesor Magdalena Czajka.
Dla mnie nie była po prostu jednym z profesorów na studiach. Była moim zawodowym
mistrzem, kimś, kto wywarł decydujący wpływ na mój rozwój muzyczny, na mój sposób patrzenia
na wiele kwestii. Kimś kto mnie zawodowo, muzycznie, artystycznie ukształtował. Nie byłabym muzycznie teraz taka jaka jestem- bez Niej.
Była znakomitym nauczycielem, takim z niesamowitą wiedzą, inspirującym, zachęcającym do poszukiwań.
Dzięki jej krytyce, skłanianiu mnie do nieustannego myślenia o tym co robię, zrozumiałam wiele rzeczy i ukształtowałam świadomie swoją muzyczną osobowość. Wiem co robię, wiem dlaczego tak. Wiem że zawsze mogę się jeszcze wiele nauczyć.

Jestem już wiele lat po studiach, ale wciąż gdy pracuję nad nowym utworem słyszę w głowie jej głos, jej uwagi, łapię się na myśleniu- co by powiedziała.

Moja córka ma drugie imię po niej.

Jak to zwykle bywa, nie zdążyłam jej wielu rzeczy powiedzieć. Choć spodziewałam się tej wiadomości, nie byłam na nią przygotowana. Nie można być chyba gotowym  na taką wieść.

Jest mi bardzo smutno.

...



niedziela, 1 września 2013

imprezowo

wczoraj byliśmy na fantastycznej imprezie u naszych przyjaciół w Warszawie. co tu dużo mówić, urżnęliśmy się na wesoło i do czwartej rano tańczyliśmy i gadaliśmy :) ale nam tego było trzeba! przespaliśmy się parę godzin u przyjaciół i rano, po solidnej kawie, pojechaliśmy na nabożeństwo. A. zagrał co miał zagrać, ja się udzieliłam duchowo. a następnie udaliśmy się na solidne śniadanko do Bułkę przez Bibułkę. I po śniadanku dopiero do Lublina, odebrać zachwycone dzieci od wymęczonych dziadków :)

a przed imprezą byliśmy z dziećmi na naszej wsi. jesień widać już, dzikie wino czerwienieje, ale piękne słońce i ciepło pozwoliły nam jeszcze na kąpiel w jeziorze! 

a jutro THE DAY: rozpoczęcie roku szkolnego w mojej nowej pracy, w szkole Neli i pierwszy dzień Julka w zerówce. poskładałam sobie plany dzieci i moje pracowe i już widzę że nie dopina się to dramatycznie hmm.

czy moglibyśmy obudzić się jutro drugiego LIPCA?