poniedziałek, 10 grudnia 2012

wszystkie soboty nasze są!


Opowiem Wam jak wyglądają nasze soboty. Stworzyliśmy sobie pewien rodzinny rytuał, który ulega zmianie  tylko na skutek zmian pór roku. Dzięki niemu odpoczywamy i spędzamy jeden dzień całą rodziną.


W tę sobotę,gdy się obudziliśmy, padał śnieg. Powoli, wielkimi płatkami. Z naszego dużego łóżka, pełnego poduszek, koców oraz dzieci wyglądało to bajkowo. Wylegiwanie przeciągnęło się na tyle długo, że starsze dzieci uciekły nam już bawić się w strażaków.

Potem śniadanie. Zawsze w soboty mamy specjalne leniwe śniadania, z repertuaru: bajgle/croissanty z serkiem i dżemem, albo jakieś jajka, albo naleśniki. W tę sobotę akurat jedliśmy naleśniki z waniliowym serkiem i konfiturą wiśniową, do tego kawa z mleczną pianką. Na stole obrus, w głośnikach Miles Davis na przykład. 


Jak już wszyscy się ubiorą, co sobotę wyruszamy na piechotę do centrum- jak to mówią nasze dzieci "idziemy do miasta na kawałek ciasta". Zwyczaj ten mieliśmy już w Warszawie i sukcesywnie dołączały do nas kolejne dzieci w wózkach a potem na własnych nogach.Rekordzistą w tej dziedzinie jest Julian który wziął udział w naszym rytualnym spacerze mając 17 dni :) Tak się złożyło, że i w Warszawie i tutaj mamy podobną odległość do centrum, od godziny do półtorej spaceru w zależności od tempa. I w tej chwili tylko Ada jedzie pojazdem i wykorzystuje spacer na drzemkę :) Nagrodą za przebycie trasy jest kawa albo inny ciepły napój i jakieś ciacho- ostatnio dzieci konsumowały renifery :)



Mamy kilka naszych ulubionych kawiarni choć ta jest najbardziej ulubiona ostatnio


Wracamy autobusem, bo Ada wściekłaby się już w wózku tyle czasu. W domu wspólnie gotujemy, zwykle jakieś pasty, gramy w gry, czytamy gazetę.

 Po południu zwykle urządzamy sobie jeszcze krótki spacerek po najbliższej okolicy. W tę sobotę były to szaleństwa na górce z racji obfitości śniegu. Nasze starszaki kochają ślizgi (jabłuszka, kawałki plastiku do zjeżdżania) i uprawiają na tym maksymalne szaleństwo.

Wieczór należy do nas- pyszna kolacja, film, winko. 

A w niedzielę była druga niedziela Adwentu





I wybraliśmy się po południu na łyżwy. Zdjęcia będą innym razem, póki co musicie na słowo uwierzyć, ze nasze starszaki już dzielnie same pomykają :) Mnie Mikołaj przyniósł nowe łyżwy (kupił używane na Allegro ;))

A Nela straciła już obie górne jedynki :) Ale ponieważ nie czuje się z tym komfortowo po względem urody i stara się nie pokazywać specjalnie, nie będę pokazywała zdjęcia na blogu. :)

A teraz zmierzyć się trzeba z nowym tygodniem. Robimy malowanie przedpokoju a Adam szuka nowej pracy- w starej zrobiło się fatalnie i konieczna jest ewakuacja. Trzymajcie kciuki!

środa, 5 grudnia 2012

rocznica

Wczoraj Ada skończyła 16 miesięcy, a według Japończyków dokładnie dwa lata- tyle, co do dnia, upłynęło od jej poczęcia.
Lekarz nie chciał mi wierzyć, że znam dokładną datę, ale mieliśmy wówczas kosmicznie zapracowany miesiąc i udało się spotkać na erotyczne randez-vous dokładnie raz. Za to-niezamierzenie-celnie.
Dzień przed Wigilią test pokazał dwie kreski. Test zrobiony dla świętego spokoju, miałam długie cykle i często mi się spóźniał.
Absolutnie nie zamierzałam być w ciąży. Dwójka dzieci, niedawna przeprowadzka do mieszkania akurat na rodzinę dwa plus dwa, mąż bez stałej pracy. No i to, że nie bardzo wyobrażałam sobie siebie w roli wielomatki, matki obwieszonej dziećmi, matki z ilością dzieci przekraczającą ilość rąk.
Tak, wypowiedziałam to złowrogie słowo na a.
Co powstrzymuje ludzi przed usunięciem ciąży? sumienie, religia, strach?
Nie mam pojęcia co mój kościół uważa na temat aborcji. Nie przypuszczam, żeby był jej entuzjastą, ale też nie wpiernicza się jakoś szczegółowo w prywatne sprawy. Masz Biblię, sam sobie wywnioskuj czy to będzie w zgodzie z Bożym Słowem i sumieniem.
Ja pomyślałam, że w końcu mamy mieszkanie.mamy dochody. mamy zabawki, ubranka po starszych dzieciach. możemy przyjąć to dziecko, nie umrze z głodu, nie zabraknie mu miłości.
pomyślałam też- jakże błędnie!- że to niewielka w końcu różnica- dwa czy trzy.
Ale przed tym grudniem dwa lata temu miałam bardzo zdecydowaną opinię na temat aborcji. A także tego, że mnie nigdy taka rzecz nie przeszłaby przez myśl. A także leciutką wyższość na wieść o cudzej wpadce, taką nam-się-to-nigdy-nie-przydarzy.
Nawet nie chcę myśleć co byłoby, gdyby była to ciąża z gwałtu. Albo z dzieckiem nieuleczalnie chorym. Nie chcę już teraz ferować wyroków, mieć nieugiętych sądów. Czy ocenianie innych jest gwarantem własnego kręgosłupa moralnego?

Z trójką jest mi niełatwo, co jakiś czas pochłania mnie ocean zmęczenia. Słyszę wciąż to sakramentalne pytanie- jak ty sobie dajesz radę. Jestem zmęczona, odpowiadam. Ciężko znoszę nieustanny hałas, gwar, ciągłe mamo,mamooo, krzyki, kłótnie, młyn. Jak idą spać, świdruje mi w uszach. Wciąż mam jakieś wychowawcze dylematy, ze świadomością że to się dopiero zaczyna.

Jednakowoż jest wspaniale.
Niedzieciaci przyjaciele patrzą z niedowierzaniem.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

sztetl dla dzieci


Z przyjemnością patrzę,  że udało się na dobre zarazić dzieci czytaniem. Wszyscy, łącznie z Adą, sami biorą się za przeglądanie książek, domagają się żeby im czytać. Nela czyta sobie sama, ale nadal oczywiście lubi posłuchać głośnego czytania. Cała trójka zapisana jest do Miejskiej Biblioteki, gdzie regularnie bywamy. Jest to- oprócz korzyści czytelniczych- nauka o tym, że nie wszystko trzeba mieć na własność, kupować :) Nela oprócz tego zapisała się do biblioteki szkolnej do której chodzi sama i teraz co parę dni wraca z jakąś książką do samodzielnego czytania. Mają też w szkole jakąś akcję propagującą czytanie dzieciom- każdą lekturę, przeczytaną samodzielnie lub przez rodziców, wpisują do specjalnej legitymacji, za każdą jest pieczątka. Po uzbieraniu 12 pieczątek dostają znaczek i przechodzą na wyższy level :) taki program lojalnościowy :) 

Postanowiliśmy oprócz innych lektur wprowadzić więcej książek z innych kręgów kulturowych. Zwykle czytaliśmy rzeczy polskie, skandynawskie, niemieckie, na obrazkach wszyscy wyglądają "znajomo".  
Wyszukuję różne pozycje w bibliotece; czytaliśmy już Baśnie chińskie (wyd. Sara), jesteśmy w trakcie cyklu baśni narodów byłego ZSRR- bardzo fajna kolekcja kilku książek, z baśniami Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, i innych krajów byłego Związku Radzieckiego, wydana w latach 90.
 Ale prawdziwym hitem stał się "Płaszcz Józefa" Simmsa Tabaka. Prosta książka, niedużo treści, intrygująca szata graficzna- zafascynowała nasze dzieci które wciąż kazały sobie ją pokazywać na nowo. Treść i ilustracje nawiązują do żydowskiego przedwojennego sztetl, w którym żył ojciec autora. Na końcu nuty i słowa przedwojennej piosenki żydowskiej, na której podstawie powstała książka- śpiewaliśmy ją już i graliśmy z tysiąc razy. Wszystko jest tam inne, a przesłanie- pożyteczne. Przy okazji porozmawialiśmy sobie o judaizmie- Nela już jakiś czas temu ciekawa była innych religii, gdyż z racji naszej przynależności do mniejszości religijnej ma świadomość istnienia innych wyznań chrześcijańskich. Doszliśmy też do tematu Holocaustu. Co się stało z tymi ludźmi, z tym światem? Formułowaliśmy wyjaśnienia na poziomie dzieci, ale chcieliśmy aby wiedzieli, że wówczas stało się coś niewyobrażalnego, co nigdy więcej nie powinno się zdarzyć (a niestety, ludobójstwa na tle narodowościowym nie zakończyły się na drugiej wojnie światowej).
(fot. ze strony wydawnictwa)

Lublin jest miastem szczególnym pod tym względem z racji obozu koncentracyjnego Majdanek oraz ogromnej ilości żydowskich mieszkanców, którzy wszyscy zostali zamordowani w obozie podczas likwidacji getta. Została po nich pompa do wody ( w miejscu dawnej ulicy Szerokiej, po której kamień na kamieniu nie został) oraz jesziwa-działał tam przed wojną Uniwersytet Żydowski, jedyny taki w tej części Europy. Więcej na ten temat można poczytać tu http://tnn.pl/Jesziwa_lubelska_-_Jeszywas_Chachmej_Lublin,3093.html
Ciekawe informacje o lubelskich Żydach znajdują się także na stronie http://www.sztetl.org.pl/pl/city/lublin/

Polecam książkę o Józefie, i ciekawa jestem-czy macie jakieś godne polecenia książki z innych kultur?






sobota, 1 grudnia 2012

jakoś trzeba zacząć


Na przywitanie- Adwent w naszym domu. Na jutrzejszą niedzielę czeka mój w tym roku hiperascetyczny wieniec adwentowy :)
Poza tym o wiele mniej ascetyczne ciasteczka migdałowe- pieczemy je zawsze właśnie na Adwent. Bardzo proste i do robienia z dziećmi: zagniatamy 200g masła, 100 g zmielonych migdałów (ja wrzucam płatki migdałowe do malaksera), 280 g mąki i 70 g cukru. U nas robi się na wstępie podwójną porcję :) Z powstałej masy dzieci formują mini-rogaliki. Ich uroda zależy od wieku i małej motoryki dziecka :) Pieczemy w 200 stopniach aż się zrumienią. Uwaga! gorące są delikatne i łatwo się kruszą, potem twardnieją. Po wystygnięciu posypujemy lekko cukrem pudrem i trzymamy w zamkniętej puszce lub słoju.


Ostatnimi czasy dużo się działo- z lepszego i gorszego sortu spraw. Ada rośnie, biega i szaleje, jest największym zbójem z naszych dzieci.

Nela jest zdecydowanie bardziej dystyngowana no i bardzo dorosła od kiedy chodzi do szkoły 
A nasz Syn świętował czwarte urodziny w stylu strażackim. Moja mama i Adam dzielnie realizowali moje koncepcje bo ja leżałam w sypialni powalona przez rotawirusa.



Tyle tytułem małego update'u :) Po łebkach i bez wnikania :)
Na tym blogu będzie nie tylko o dzieciach- choć o nich też, bo są ważną częścią mojego życia- będzie o wszystkim co mnie zajmuje- o książkach, o muzyce, o miejscach, o ciuchach, o wnętrzach, o gotowaniu, o moim mieście,  o ważnych dla mnie tematach,o tym co robimy my i nasze dzieci.
Zapraszam starych i nowych czytelników.